Od dawna cierpię na musofobię, czyli lęk przed myszami i szczurami. Co prawda nie tracę przytomności na ich widok, ale te gryzonie budzą mój wstręt, szczególnie obrzydliwe są ich długie ogony. Brrrr... Na szczęście do częstych naszych spotkań nie dochodzi. Ostatnie szczurze wspomnienia przenoszą mnie do Indii, ale krajem, który ze szczurami kojarzyć mi się będzie już zawsze jest Tajlandia.
W ubiegłym tygodniu, robiąc zakupy w sklepie z tkaninami, zobaczyłam przecudne maskotki. Najróżniejsze! A wśród nich szczury, a raczej, muszę to przyznać, wyjątkowo urocze szczurki. Spójrzcie na tego osobnika na zdjęciu niżej! Czyż nie jest sympatyczny? Postanowiłam zostać właścicielką tej maskotki. Miał to być pierwszy krok do pokonania niechęci do gryzoni. Cena jednak wydała mi się zbyt wysoka, więc zrezygnowałam z zakupu.
Nie kupiłam, ale uszyłam sama.
A oto moje dzieło! Wykonany z polaru, 95-centymetrowy szczur Janinek. Jego właścicielem został, drugi w kolejności wnuk, Jaś.
Nie korzystałam z gotowego wykroju, poradziłam sobie sama. W zasadzie proporcje udało się zachować, choć nogi mogłyby być trochę pulchniejsze.
Janinka wystroiłam w ciuszki, które uszyłam głównie przy pomocy maszyny, ale i ręcznego szycia nie zabrakło. Wydziergałam również szaliczek z kolorowej włóczki. Wełnę wykorzystałam też do wykończenia kamizelki i bucików.
Pozdrawiam
Dorota