piątek, 9 czerwca 2017

Szparagi a'la Agnieszka i smoothie

Choć  przepisów na szparagi zapiekane w szynce można na blogach kulinarnych znaleźć pewnie mnóstwo, to ten prezentowany przeze mnie dzisiaj  przekazała mi Agnieszka, Koleżanka mieszkająca od wielu lat w W. Brytanii.



Szparagi zapiekane w szynce np. parmeńskiej - przepis

1 pęczek zielonych szparagów
opakowanie szynki  wieprzowej, surowej, suszonej (np. parmeńskiej) lub szynki dojrzewającej

Plastry szynki przekroić wzdłuż na połowy. Szparagi umyć, osuszyć, odciąć twarde końcówki. Zawijać szynkę pod kątem na całej długości szparaga. Piec w nagrzanym do 180 stopni piekarniku (grzałki góra - dół) do momentu aż szparagi będą miękkie. U mnie pieczenie trwało 35 minut.





Szparagi w  pieczonej, a nie smażonej wersji, są bardzo smaczne. Najlepiej smakują na ciepło, bezpośrednio po wyjęciu z pieca. Zachęcam Was do ich przygotowania, bo niebawem sezon na to pyszne warzywko będziemy mieć za sobą.

Dziś pragnę nadrobić zaległości dotyczące mojego ulubionego deseru i zaproponować smoothie w trzech kolorach. To orzeźwiająca i niesamowicie pyszna witaminowa bomba.




Trójkolorowe smoothie - przepis:

warstwa zółta:
1 mango
1 banan

warstwa fioletowa:
1 szklanka mrożonych jagód
1 banan
1 mały jogurt z owoców leśnych lub borówki amerykańskiej

warstwa jasnozielona: 
2 kiwi
1 gruszka
3 łyżki naturalnego jogurtu greckiego
1 łyżka miodu - niekoniecznie

Składniki każdej z warstw zmiksować w oddzielnych pojemnikach, po czym otrzymane masy układać, wg upodobania, w wysokich szklaneczkach, kieliszkach lub słoiczkach.





Przesyłam serdeczności!.

środa, 7 czerwca 2017

Marchwiowo-cukiniowe placuszki i kawałek ogrodu

Ostatnio prawie codziennie przygotowuję jakieś danie z cukinii. Dziś proponuję bardzo proste, trzyskładnikowe placuszki, które robi się niemalże błyskawicznie.  Pieczone, a nie smażone i, mimo to, bosko chrupiące.


Placuszki cukiniowo-marchwiowe - przepis:
Inspiracja

1 średnia cukinia
1 duża marchewka
1 szklanka startego na grubych oczkach twardego żółtego sera (u mnie mieszanka parmezanu i sera edamskiego)
2 łyżki startego parmezanu do posypania placuszków
sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:

Warzywa umyć. Marchew obrać. Obciąć końcówki cukinii, ale jej nie obierać. Zetrzeć do miski na tarce o dużych oczkach marchewkę i cukinię. Posolić i na chwilę odstawić. Odlać powstały po posoleniu płyn, warzywa dobrze wycisnąć lub wysuszyć z nadmiaru wilgoci papierowym ręcznikiem. Dodać starty ser. Delikatnie wymieszać składniki, doprawić pieprzem i ewentualnie solą. Uważać, aby nie przedobrzyć, bo wcześniej warzywa były już solone! Na wyłożoną papierem do pieczenia blachę  wykładać łyżką masę, spłaszczyć i posypać startym parmezanem. Wstawić do nagrzanego do 180°C piekarnika, włączyć termoobieg i piec od 8 do 15 minut, w zależności od wielkości placuszków. U mnie były dość duże (9 sztuk), więc czas pieczenia wyniósł 15 min. Jeśli macie ochotę przygotować cukiniowo-marchewkowe  niewielkie chipsy, nabieracie mniej masy i skracacie pieczenie do 8 minut. Placki powinny być chrupiące, a ich krawędzie przypieczone. Po wyłączeniu piekarnika pozostawić w nim placuszki na jeszcze 5 minut. Za pomocą łopatki przełożyć na talerz i chrupać!





Obłędne z naturalnym greckim jogurtem lub sosem czosnkowym.


Mój ogród wreszcie wiosennie dopieszczony, a i domek dla wnuków nareszcie nabrał barw, choć Staś uznał, że powinien być  bardziej kolorowy. Postanowiłam zatem, że jego środek  pomaluję na wszystkie kolory tęczy! Będzie mi trochę przypominał fasady budynków w dzielnicy La Boca w Buenos Aires!
 


 Gałęzie kaliny w tym roku aż uginały się pod ciężarem pomponów. Niestety, nawałnica, która przeszła nad miastem w ubiegłym tygodniu, ogołociła krzew z kwiatów doszczętnie.


Nie udało mi się  w tym roku ani wysiać, ani kupić już wyhodowanego jednorocznego, przepięknego pnącza -  kobei. W ubiegłym roku cudnie i obficie kwitła do późnej jesieni. Na szczęście mam tunbergię.


I chińska kolkwicja  oblepiona różowymi kwiatkami.


 Jaśmin w tym roku marny. Szkoda, bo uwielbiam jego zapach.


Tulipanowiec amerykański bardzo się rozrósł. Ma już sporo lat, ale jeszcze nigdy nie zakwitł. Ciekawe, czy doczekam momentu kwitnienia?



 Inne roślinki cieszące oczy:








Pozdrawiam!

niedziela, 4 czerwca 2017

Argentyna


37 lat temu  na KFPP  w Opolu Kora zaśpiewała Boskie Buenos
 Chcę jeszcze raz pojechać do Europy
Lub jeszcze dalej do Buenos Aires
Więcej się można nauczyć podróżując
Podróżować, podróżować jest bosko 

Ciągle pan pyta co sądzę o mężczyznach
Ach proszę pana jaki pan jest ciekawski
Naturalnie myślę o mężczyznach
Ale teraz muszę jechać do Buenos Aires  
(...)
Byłam wtedy bardzo młodą osobą i nawet w marzeniach nie przypuszczałam, że będę mogła osobiście sprawdzić, czy tytuł tej piosenki nie jest przekłamany.  Dziś mogę powiedzieć, że stolica Argentyny jest urzekająca. Tak, chyba mogłabym tu żyć. Świetna atmosfera, niewymuszony luz, jakaś niesamowita magia tego miasta zwanego Paryżem Południa sprawiały, że od pierwszej chwili czułam się tam jak u siebie. Oczywiście, oceniam to miejsce z perspektywy odczuć turysty. Wiele pięknych miejsc na świecie widziałam i choć zachłysnęłam się ich urodą, od razu wiedziałam, że nie są to miejsca, w których byłabym w stanie zapuścić korzenie.  Tu było inaczej. 


- Lot wewnętrzny z Foz do Iguaçu do Buenos Aires.  
Lotnisko obsługujące loty krajowe umiejscowione  jest w samym środku miasta. Z tego powodu podczas lądowania w argentyńskiej stolicy czekał nas niecodzienny, niesamowity widok. Oszałamiały sięgające horyzontu, niekończące się połacie oblepione jasnymi budynkami. Sprawiały wrażenie, jakby miasto nie miało końca.

- W Buenos znajduje się Avenida 9 de Julio, którą uznaje się za najszerszą  na świecie ulicę. Ma 140 m szerokości.






- Jeśli wybierzecie się do Buenos, na pewno  udacie się  do ekskluzywnej dzielnicy Recoleta.  Znajduje się tam słynny cmentarz, stanowiący jakby oddzielne miasteczko. Przeciętny zjadacz chleba nie ma co marzyć o pochówku w tej nekropolii.  To miejsce zarezerwowane jest tylko dla najważniejszych i najbardziej wpływowych Argentyńczyków. Evita Peron to najsłynniejsza osoba pochowana na tym cmentarzu. 



- Oczywiście zwiedzając stolicę Argentyny nie można nie wybrać się do, uznawanej za miejsce dość niebezpieczne,  dzielnicy La Boca. Turyści przede wszystkim udają się na Caminito - niewielką turystyczną uliczkę, gdzie budynki pomalowane są na najróżniejsze jaskrawe kolory, a drzewa ubrane w ażurowe wełniane sweterki.. Można tam również zatańczyć zmysłowe tango.



Na balkonie Evita i Peron oraz  Diego Maradona

- nowoczesna dzielnica Puerto Madero. Jest najmłodszą, najbardziej ekskluzywną i najdroższą  dzielnicą miasta. Ja wolę te starsze, mniej nowoczesne dzielnice.



- symbolem nowoczesności Buenos jest olbrzymi metalowy tulipan. Kwiat otwiera się o świcie, a gdy zapada zmrok - zamyka się. To ulubione miejsce studentów i amatorów joggingu.



- wybieg dla piesków w centrum Buenos



- pyszne jedzenie - przede wszystkim słynna wołowina. I choć nie jestem amatorką tego mięsiwa, jej smaku nigdy nie zapomnę. Rewelacyjnie soczyste i kruche steki oraz inne wspaniałe wołowe potrawy z grilla.   Podczas wizyty na ranczo u gauchos (argentyński odpowiednik północnoamerykańskich kowbojów) - miała miejsce kulinarna rozpusta. Oprócz dań z wołowiny, kosztowaliśmy przepyszne pierożki, sałatki, desery i inne smakołyki.





- Argentyńczycy nie wyobrażają sobie życia bez yerba mate - naparu z ostrokrzewu paragwajskiego. Liście yerby wsypuję się do kubeczka z tykwy, zalewa gorącą wodą o  temperaturze 80°  i pije przez tzw. bombillę czyli metalową rurkę zakończoną łyżeczką z sitkiem.  
Yerba mate ma bardzo wiele cudownych właściwości, m.in. podnosi odporność, wpływa na lepsze trawienie, zwiększa koncentrację i pobudza oraz ... zwalcza bezsenność. Tej ostatniej zalety cudownych ziółek nie mogę potwierdzić. Ilekroć przygotowałam sobie napar i się nim raczyłam, potrzeba snu ulatywała, znikała jak kamfora. Nie wiedziałam, co z sobą robić. Domownicy śpią, ja czytam, włączam telewizor, przerzucam się z boku na bok, liczę barany i ... nic! A tu niebawem trzeba wstawać, bo czas do pracy!  Koszmar! No i te problemy z zasypianiem sprawiły, że z dobrodziejstw yerby już nie korzystam!
 

- Wodospady Iguazu - tym razem po stronie argentyńskiej. Miejsce niesamowite, które trzeba zobaczyć i którego nie da się zapomnieć. Aż 80% obszaru tych wodospadów leży na terytorium Argentyny. Aby dotrzeć do Diabelskiej Gardzieli, najbardziej imponującego wodospadu (woda spada z wysokości 82 m, a więc z wyższej niż Niagara), czeka turystę  przejażdżka kolejką, a następnie spacer drewniano-metalowymi kładkami i pomostami. Szum wody słychać z daleka, a im bliżej celu zamienia się w huk.  Po pokonaniu "kurtyny" mgły, która mimo przeciwdeszczowych peleryn sprawiła, że byliśmy cali mokrzy, jakbyśmy dopiero co zażyli kąpieli, naszym oczom ukazał się niesamowity widok.  Masa kotłującej się, spienionej wody Diabelskiej Gardzieli. Choć przemoczeni do suchej nitki, to zachwyceni i bardzo szczęśliwi, że dane nam było tę wspaniałą przyrodniczą atrakcję, siódmy cud natury zobaczyć na własne oczy.     





- Argentyńczycy to ludzie pogodni i serdeczni, z dużą kulturą osobistą.  Na przystanku, lotnisku czy innym miejscu nie wpychają się przed ciebie,  cierpliwie czekają na swoją kolej. Zawsze zwracam uwagę na zachowania ludzi w takich sytuacjach, bo nienawidzę cwaniactwa i bezczelności. Irytują mnie przepychanki "na chama", które w Polsce są, niestety, na porządku dziennym (u lekarza, na dworcu, na przystanku, w szatni itd)
- w odróżnieniu od mieszkańców Brazylii zdecydowana większość Argentyńczyków (ponad 90%) to ludzie o białym kolorze skóry.
- ponoć Argentyna to jedyne państwo, w którym obchodzony jest  Dzień Polskiego Osadnika (8 czerwca).

Tęsknię za Argentyną. Jest jeszcze  mnóstwo miejsc w tym kraju, które chciałabym zobaczyć. Może kiedyś...